strona główna // forum // chat // kontakt // dodaj do ulubionych // ustaw jako startową



Powrót do spisu



Zdradzamy jak wyglądał nasz pierwszy raz z Larą!



Trudno uwierzyć, że marka Tomb Raider ma już 20 lat. Z tej okazji redaktorzy i współpracownicy serwisu World of Tomb Raider sięgają do swoich wspomnień i przypominają sobie jak wyglądał ich pierwszy raz - rzecz jasna pierwszy raz z Larą Croft. Jedno jest pewne - niezależnie od tego, w jaki sposób dany fan trafił na pannę Croft, wydarzenie to pozostało na zawsze w jego pamięci i zmieniło jego życie. Dowiedzcie się jak to było w przypadku osób z ekipy serwisu WoTR.


KYO - po raz pierwszy zagrał w TR w 1996 r.

Jest zimny listopadowy wieczór 1996 roku, niczego nieświadomy obserwuję jak mój starszy brat otrzymuje przedwcześnie bożonarodzeniowy prezent. To konsola do gier, o której kilka tygodni wcześniej rozmawiał z rodzicami, dywagując nad wyborem pomiędzy Sony PlayStation, a Segą Saturn. Jak się później okazało, wybór tej pierwszej był strzałem w dziesiątkę. Wraz z konsolą widzę dwa niewielkie, acz grubaśne pudełka z płytami CD. Na okładce pierwszego widnieje kilka postaci, nad którymi góruje dziad z "pióropuszem" na głowie i japoński napis TEKKEN 2, z kolei druga okładka przedstawia jakąś lalę z balonami w zielonkawej bluzce z napisem TOMB coś tam. W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że ta babka będzie obecna w moim życiu przez cały czas, aż po dziś dzień.

Mając zaledwie 10 lat na karku i gry typu Mario, Big Nose, Contra, czy The Lost Vikings na swoim koncie, nie mam pojęcia, że powstają już gry w pełni trójwymiarowe. Jedna z nich to właśnie pierwszy Tomb Raider. To, co dzieje się na ekranie podczas grania, przerasta ludzkie pojęcie. I to nie tylko moje. Brat wraz z ojcem przechodząc kolejne levele uczą się sterowania rozgogoloną, acz zwinną babką z pistoletami, plecakiem i podwiązkami na nogach (dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że to pasy do kabur udowych). A ja wraz z mamą oglądamy i obgryzamy paznokcie ze stresu. To jest lepsze niż film w TV! Wykonany nieumyślnie widowiskowy skok na główkę wywołuje szok i niedowierzanie, podobnie jak przypadkowe stanięcie na rękach. Lara, bo tak na imię tej bohaterce, sprawia wrażenie niemal żywej. Można nią sterować na wszelkie sposoby, a nawet celowo zabić. Do tej pory uważam, że najokrutniejszą śmiercią w serii jest nabicie się na kolce właśnie w TR1. Odgłos i cierpienie bohaterki bardzo przekonuje. Nie polecam!

Gra przyciąga przed telewizor jak magnes, każdy wieczór przez następne dwa tygodnie to "wieczór Tomb Raidera". Oglądając grę przeżywam całą gamę emocji: mam opad szczęki widząc wychodzącego zza winkla T-Rexa, padam na zawał przez pisk wyskakującej znikąd mumii oraz czuję wielką ulgę, gdy bratu udaje się wykonać karkołomne, idealnie wymierzone skoki nad przepaściami. Wielkie przestrzenie, ruiny, artefakty, zagadki, osamotnienie i epickie akcje do tej pory oglądałem w filmach typu Indiana Jones. Inne gry mogły o czymś takim pomarzyć. Do tego muzyka. Poważna, filmowa, instrumentalna. Motyw główny do dziś działa na mnie uspokajająco i sentymentalnie. Nigdy mi się nie znudzi.


Brat kończy grę, a ja przejmuję w końcu joypad i na spokojnie próbuję swoich sił. Na pierwszy ogień idzie oczywiście dom Lary, by zaznajomić się ze sterowaniem. Dopiero po miesiącu udaje mi się pokonać strach przed włączeniem właściwej gry, bo doskonale pamiętam co mnie w niej czeka :) I gdy w końcu przeżywam tę przygodę na własnej skórze, zakochuję się całkowicie. Od teraz liczy się tylko Lara Croft! Uczestnicząc w jej perypetiach buduje się niezwykłe przywiązanie. Razem z nią rozwiązuję zagadki, pokonuję najtrudniejszych przeciwników, odkrywam nowe miejsca i sekrety. Czuję się odpowiedzialny za nią, utożsamiam się z jej celem i przygodami. To ona staje się najważniejszym elementem gry.

Niedługo potem informacja o produkcji sequela rozpala we mnie prawdziwego fana. No i zaczęło się: zbieranie gadżetów, czasopism, plakatów, czytanie książek i oglądanie filmów dokumentalnych o starożytnych cywilizacjach. Zabrałem się za tworzenie szkiców przedstawiających Larę, ale też inne postaci z gier, które uważałem za warte mojego rosnącego talentu ;) Kulminacja miłości do serii TR nastąpiła na przełomie lat 1998/99, kiedy to zagrywałem się z przyjaciółmi w TR2 i TR3. Z kolei czas TR4 i TR5 to prawdziwy, pełnoprawny związek. Wtedy też w moje życie wkroczył internet, a wraz z nim strony i fora, gdzie poznałem innych fanów, chorych na Tomb Raidera tak jak ja. To były moje początki z Larą Croft.

Patrząc na ostatnie 20 lat widzę jak na dłoni oddziaływanie całej marki na moje życie. Lara wpłynęła na kreowanie moich pasji i zainteresowań, dzięki niej nawiązałem wiele ciekawych znajomości. Ale obecnie największą frajdę sprawiają mi podróże tam, gdzie wirtualnie biegałem z panną Croft. A tych miejsc ciągle przybywa! :)

K@T - po raz pierwszy zagrał w TR w 1996 r.

Mój pierwszy kontakt z serią miał miejsce niedługo po premierze Tomb Raidera 1 w 1996 roku. Nie pamiętam dokładnej daty, gdyż było to dość krótkie spotkanie - kolega pokazał mi na komputerze grę, jednak nie mogłem sobie poradzić ze sterowaniem, a już prawdziwym koszmarem było pływanie. Dlatego bardziej "oficjalny" termin to dopiero druga połowa 1998 roku, kiedy na moim osiedlu otwarto niewielki salon gier. Standard jak na tamte czasy - kilka telewizorów z PSX i aż jednym Dreamcastem.

Wszystkie najbardziej popularne wtedy gry (PES, Soul Calibur, Tekken) były oblegane i pozostawał stosunkowo niewielki wybór. Z braku laku zapłaciłem więc za 30 minut przed konsolą i poprosiłem o Tomb Raidera 1. Pamiętam, że pomieszczenie (urządzone w przerobionym garażu) nie było praktycznie ogrzewane, a była wtedy zima! Siedziałem więc w kurtce, zmarznięty, próbując uporać się z pierwszymi "wyzwaniami" levelu pt. Caves. Klimat udzielał mi się więc dość konkretnie. Problemy ze sterowaniem miałem jeszcze większe niż poprzednio i do tej pory nie mam zielonego pojęcia jakim cudem ciągle udawało mi się zabijać Larę w pomieszczeniu z dwoma wiszącymi mostami.


Nie pamiętam już jak skończyła się moja przygoda z TR1, do którego wracałem kilkukrotnie, jednak sama gra wywarła na mnie spore wrażenie dzięki trudnej do opisania atmosferze. Chodziła mi po głowie dość długo, a wyobraźnię dodatkowo podkręcały publikowane w czasopismach zapowiedzi i recenzje (kolejno Tomb Raidera 3 i nieco później - The Last Revelation). Pamiętam, że przeglądałem screeny z TR3 w jakimś czasopiśmie i wyobrażałem sobie jak niesamowita musi być to gra. O tym jednak miałem okazję przekonać się dopiero na przełomie 1999 i 2000 roku, kiedy dostałem własny komputer. Zaczęło się więc nieśmiało od dema TR4 i TR5. Natomiast pierwszym Tomb Raiderem, jakiego przeszedłem w całości, był Tomb Raider 2... na PSX. Wyczyn to był nie lada, bo dokonałem go mając 14 lat, bez dostępu do internetu i poradników. Do tej pory pamiętam jak przy niektórych fragmentach tkwiłem tygodniami i nie było przebacz. Za to satysfakcja ze znalezienia rozwiązania - bezcenna.

Dopiero wtedy wciągnąłem się już na dobre. Wcześniej żadna inna gra nie dawała mi takiej radości i satysfakcji z eksploracji leveli, odkrywania ukrytych w niej tajemnic i sekretów. Levele takie jak Opera House, The Deck czy Barkhang Monastery sprawiały, że po prostu nie mogłem odkleić się od TV i każdą wolną chwilę poza szkołą spędzałem w zasadzie z Larą. Zresztą nawet w szkole temat nie zanikał, bo na bieżąco chwaliłem się koledze z postępów. Były jeszcze oczywiście filmiki FMV. Z wypiekami na twarzy czekałem na kolejny film po skończeniu każdej z sekcji leveli. To zresztą jeden z elementów, które w każdym klasycznym Tomb Raiderze fajnie motywowały do gry. Wyobraźcie sobie natomiast, w którym niebie byłem, gdy po włożeniu płyty z grą do odtwarzacza w wieży (nie pytajcie skąd ten pomysł) odkryłem, że na krążku zapisany jest cały fantastyczny soundtrack!

W efekcie o tym, że Tomb Raider stał się dla mnie rzeczą świętą, wiedziała już wtedy cała rodzina i nawet nikt nie starał się tego negować. Jak na ironię, Tomb Raidera 1, od którego zaczęło się moje zainteresowane serią, "zaliczyłem" w sumie jako ostatniego w kolejności, po wielu latach.

AUTUMN - po raz pierwszy zagrała w TR w 1998 r.

Moja przygoda z serią Tomb Raider rozpoczęła się jeszcze za dzieciaka. Prawdopodobnie był to styczeń 1998 roku, krótko po premierze drugiej części przygód Lary - to właśnie ten tytuł mój tato zakupił razem z konsolą PlayStation. Miałam wtedy siedem lat i tylko obserwowałam jak mój ojczulek gra. Bohaterką gry była kobieta, która była nieugięta w tym do czego dążyła i umiała pokonać każdego, kto stanie na jej drodze, a dodatkowo po mistrzowsku posługiwała się bronią. To była miłość od pierwszego wejrzenia. W mojej małej, dziecięcej głowie Lara stała się osobą, którą sama chciałam być. Większość czasu spędzałam wtedy ze starszym kuzynem i synami znajomych moich rodziców, i zawsze chciałam robić wszystko to co oni, a Lara przekonywała mnie, że nie tyle mogę im dorównać, ale mogę być nawet lepsza i nie ma znaczenia, że jestem dziewczyną.

Co do samej gry, to nie zwracałam uwagi na płynność czy grafikę, dla mnie najważniejsza była Lara i gdyby w grze głównym bohaterem był mężczyzna, pewnie nigdy bym w nią nie zagrała. Pamiętam sytuację, gdy trzeciego dnia od pierwszego uruchomienia gry mojemu ojczulkowi przy moim czynnym dopingowaniu w końcu udało się pokonać drugi poziom, a z racji braku karty pamięci konsola wraz z zapauzowaną Larą w motorówce była włączona przez cały następny dzień. Na początku grałam tylko w Croft Manor, w prawdziwą przygodę wyruszyłam dopiero po jakimś czasie. Bałam się zabicia Lary i bardzo często przechodziłam pierwszy level tylko do momentu pojawienia się pająków. W pierwszych latach mojej tombraiderowej manii nigdy sama nie przeszłam TR2 od początku do końca. Zawsze był przy mnie starszy kuzyn, który ratował mnie z opresji.


Kolejne premiery przygód panny Croft były dla mnie jak święta. Wszystkie klasyczne TR są dla mnie świetne i uwielbiam do nich powracać. W TR3 pokochałam Nevadę. The Last Revelation zachwycił mnie niesamowitym klimatem (i młodą Larą!), był to też dla mnie najtrudniejszy z Tomb Raiderów. W Chronicles uwielbiałam levele z młodą Larą na nawiedzonej wyspie i okręcie podwodnym. To, że Croft wtedy była uznana za zmarłą, wcale mnie nie zasmuciło. Dla mnie nie było czegoś takiego jak koniec Lary, wiedziałam, że gry będą powstawać dalej. Musiały. W 2001 roku swoja premierę miał film Tomb Raider. Aktorka była cudowna, pasowała do postaci Lary jak nikt inny. To była prawdziwa Lara, taka z krwi i kości. Idealna. Musiałam iść na premierę do kina! I poszłam - sama. Miałam 10 lat i stwierdziłam, że nie chcę, żeby ktokolwiek przeszkadzał mi podczas oglądania. Na Angel Of Darkness czekałam jak na szpilkach. W 2003 roku nie byłam w stanie pojąć tych wszystkich krytycznych recenzji i negatywnych opinii, które na nią spadły. Dla mnie była to ta sama Lara, którą wielbiłam i w taką Larę dalej chciałam grać. AOD w dalszym ciągu znajduje się u mnie w pierwszej trójce najlepszych Tomb Raiderów!

Jako dziecko chciałam zostać archeologiem, dla Lary. To dzięki niej z zainteresowaniem chodziłam na lekcje historii i dodatkowo pogłębiałam tajemnice starożytnych cywilizacji. Chciałam być taka jak ona. Czesałam się w warkocz, zakładałam mały plecaczek i z pistoletami na kulki wyruszałam w nieznane ;) Zbierałam też wszystkie wycinki z gazet, które dotyczyły panny Croft. Gdy na urodziny dostałam od cioci z Niemiec swoją pierwszą figurkę Lary, byłam nią tak oczarowana, że nosiłam ją wszędzie ze sobą. Była dla mnie jak lalka Barbie, którymi bawiły się koleżanki.

W tej chwili mam 25 lat i Tomb Raider w dalszym ciągu jest obecny w moim życiu. Minęło tyle czasu, a ja nie jestem w stanie przejść obojętnie obok tej postaci z gry komputerowej. Kiedy znaczna część osób z moim wieku bierze śluby, rodzi dzieci i zakłada rodziny, ja wydaję swoje oszczędności na "zabawki" związane z Larą. W 2015 roku odezwał się do mnie Cez z propozycją współpracy ze stroną WoTR i muszę przyznać, że była to jedna z najszczęśliwszych chwil, jakie spotkały mnie w tamtym czasie. Mimo tego, że jestem z Larą od dawna, to tak blisko jej świata i innych fanów nigdy nie byłam. Dzięki wirtualnej postaci poznałam ciekawych ludzi, którzy tak jak ja mają na jej punkcie świra :)

MENKAURE - po raz pierwszy zagrał w TR w 1998 r.

Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy nie miałem jeszcze własnego pieca (oprócz Amigi 1200). Podczas smętnej atmosfery niedzielnej herbatki u ciotki zostałem zaproszony przez brata ciotecznego do wspólnej gry. Uruchomił kilka gier - jakich, już teraz nie pamiętam. Jedna z nich jednak zaciekawiła mnie już sporo wcześniej, gdy czytałem jakieś czasopismo. Gdy obejrzeliśmy drugi filmik-scenkę, rozpoznałem warkocz. Ta gra to był pierwszy, najstarszy, oryginalny Tomb Raider. Pomimo braku doświadczenia w graniu przy użyciu klawiatury, gra była bardzo wciągająca. Tak naprawdę doszedłem gdzieś do drugiego levelu i na tym rozgrywka się skończyła. Niemniej jednak cisza, tupotanie tajemniczej kobiety w ciemnych grotach, niedźwiedź (!) stanowiły wprost pochłaniający, spójny świat, któremu nie można się było oprzeć.

Potem upłynęło sporo wody w Wiśle zanim wróciłem do gry i dałem się jej porwać na dobre. Gdzieś tam przewinęły się jakieś wzmianki w czasopismach - znów ta kobieta i ten warkocz (nie wiedziałem kim jest, jak ma na imię). Jakoś w 2000 r. pojawił się mój osobisty piec. Instalował go nowo-wżeniony w okolicę sąsiad, który już od dłuższego czasu zaopatrywał mnie w gry na Amigę 1200. Po zainstalowaniu wszelkich odpowiednich urządzeń, programów i diabeł jeden wie czego jeszcze mogłem wreszcie zacząć pracować na swoim własnym sprzęcie. Na dobry początek sąsiad zostawił wiele płyt z grami, które ochoczo zacząłem instalować - ukochani z Amigi 1200 Settlersi i Cywilizacja. Na którejś z nich (jakaś płytka CD-Action) znów zauważyłem kobietę z warkoczem. To, o ile dobrze pamiętam, było demo TR2 albo TR3. Rozpocząłem poszukiwania pełnych wersji gier i tak któregoś dnia na przerwie w szkole czytaliśmy z kolegą CD-Action. Była w nim solucja TR4 - pierwsze kilka leveli ze zdjęciami i poradami co-gdzie-jak. Kolega przyznał się, że ma w domu pełną wersję! Następnego dnia mi ją pożyczył. Nie macie pojęcia jak mnie to cieszyło! Piękna Kambodża, potem ni stąd, ni zowąd Egipt - piasek, muzyka, architektura leveli, piękna grafika, fruwający warkocz. Zarywałem noce, mama krzyczała "idź już spać!", a ja zwyczajnie nie chciałem przestać. Jakoś przewinęła mi się kopia TR5 z wydania Ericssona, a potem szło już z górki - w latach 2001-2002 ogarnąłem w całości pozostałe części: TR2, TR3, TR1.


W 2002 roku zamontowaliśmy modem i połączenie z siecią pełną informacji pchnęło machinę jeszcze bardziej w przód. Zarejestrowałem się na nieistniejącym już forum TRaider.org.pl, gdzie poznałem wiele osób mających te same zainteresowania. Dokopałem się do bogatego działu download w celu pobrania interesujących gadżetów: wygaszacze ekranu, tapety, dźwięki systemu Windows, kursory myszki, skórki Winamp - wszystko na moim komputerze musiało być choć troszku namaszczone marką Tomb Raider. Wtedy też zacząłem korzystać z Room Edytora, by (tym razem zza kulis) być towarzyszem Lary w jej podróżach i przygodach. Chętnie sięgałem po fenomenalnie wykonane przez fanów z całego świata levele. Dzięki nim czas oczekiwania na nowe części z pewnością upływał o wiele przyjemniej.

Poznałem, że tajemnicza kobieta z warkoczem to Lara Croft, nieustraszona, seksowna, skąpo ubrana, miejscami wręcz abstrakcyjna poszukiwaczka przygód, a jednocześnie mądra arystokratka z klasą. Postać bardzo interesująca, ponieważ chyba żadna kobieta przed nią nie miała w sobie tyle (i takich) cech. Interesujące było również to, że jako 100% postać fikcyjna miała ustaloną datę urodzenia, grupę krwi, ulubione jedzenie, bała się psa swojej ciotki. Postać pojawiła się nawet w Polsce, o czym dowiedziałem się chyba z Teleexpressu.

Potem w 2003 roku pojawił się Angel of Darkness - w zasadzie pierwsza gra z serii Tomb Raider, na premierę której czekałem w absolutnej świadomości. Rok 2003 to też początki Allegro, więc wtedy zacząłem wymieniać swoje SoldOuty na wydania premierowe, wydania z Goldami. Wieszanie w pokoju plakatów z przeróżnych czasopism było jakby "patriotycznym" obowiązkiem.

Od 2006 roku jestem formalnie zarejestrowanym użytkownikiem Forum World of Tomb Raider i aktywnie udzielam się do dzisiaj. Polska społeczność Tomb Raidera w setkach dyskutowała o TR na łamach forum, w chatroomie. W końcu zaczęły się zloty, bale sylwestrowe i inne mniejsze-większe, mniej-bardziej formalne spotkania, w których ciągle w miarę możliwości biorę udział. Bez Tomb Raidera nie miałoby to miejsca. Prawdopodobnie wszystko wyglądałoby dzisiaj zupełnie inaczej.

CEZ - po raz pierwszy zagrał w TR w 2000 r.

Jak na osobę wychowaną na klasykach, miałem z nimi pierwszą styczność bardzo późno, bo krótko przed premierą ich ostatniego przedstawiciela, czyli Tomb Raider: Chronicles. Gdy już jednak na Larę trafiłem, nic nie było w stanie mnie od niej odciągnąć. Proces ten trwa już ponad 16 lat :) Tamtego pamiętnego dnia, gdy po raz pierwszy zobaczyłem pannę Croft, nie spodziewałem się, że ten moment zdefiniuje kolejne kilkanaście lat mojego życia.

Do lipca 2000 roku nie wiedziałem o Larze Croft zbyt wiele (widziałem ją może raz czy dwa w czasopismach). Minęło wtedy dopiero pół roku od momentu, gdy dostałem pierwszego PC-ta i od tej chwili byłem skupiony na grach typu Sim City 3000 czy Age of Empires II. Miałem wtedy 16 lat i liczyły się dla mnie strategie, którymi byłem zafascynowany. Wcześniej miałem styczność z grami jedynie na Commodore 64, którego dostałem na pierwszą komunię i którego po kilku latach odsprzedałem. Mario Bros czy Giana Sisters - to były wówczas moje ulubione tytuły. Fajne gierki, ale poza chwilą rozrywki, w żaden inny sposób na mnie nie oddziaływały.

W 2000 roku nadrabiałem zaległości w temacie gier. Pewnego lipcowego dnia odwiedził mnie mój przyjaciel i przyniósł ze sobą Tomb Raidera 3. Gra nie przypominała niczego, w co wówczas grałem - daleko jej było do strategii ;) Już na samym początku, gdy zobaczyłem pochylnię w Indiach, którą Lara zjeżdżała w dół, poczułem… znudzenie. Przyjaciel się nie poddał i doszedł do zbiornika z piraniami. Poprosiłem go, by wyłączył, bo to nie był rodzaj gry, jaki lubiłem. Najwyraźniej w moim przypadku nie można mówić o miłości od pierwszego wejrzenia, a od drugiego. W sierpniu 2000 roku ten sam kolega przyniósł mi świeżego wówczas Tomb Raidera 4. I to był strzał w dziesiątkę. Przyjaciel wiedział, że od dziecka interesuję się Egiptem i innymi zagadkami przeszłości. Pamiętam, że początek TR4 zdecydowanie bardziej mnie zaciekawił niż TR3. Pamiętam jak obijałem się o ściany w pierwszej lokacji "czwórki", czyli w Kambodży, bo uczyłem się sterowania. Gdy doszliśmy do Doliny Królów i jeepa, a później do pociągu zmierzającego do Aleksandrii, wiedziałem, że prócz strategii, będę grał w Tomb Raidery. Do dziś mój kolega śmieje się, że gdyby nie przyniósł mi TR4, to moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.


Razem z przyjacielem i moją siostrą przechodziliśmy TR4 przez kilka miesięcy. To było jak epopeja. Filmowe przygody Indiany Jonesa, które uwielbiam, można zaliczyć w kilka godzin i po krzyku, a w gry z serii TR można grać i grać. Początki były trudne, bo co chwilę gdzieś błądziliśmy. Internet nie był wtedy tak powszechny i pomagała nam jedynie drukowana solucja z jednego z pism. Te pogniecione kartki mam do dziś w mojej kolekcji gadżetów, mam nawet stare save'y z rozgrywki z 2000 roku. Po ukończeniu TR4 wiedziałem, że chcę zaliczyć inne części. Powoli zbliżała się premiera TR5, a ja w tym czasie grałem z kolegą i siostrą w TR2, bo tylko tę część udało nam się wtedy zdobyć. Ten tytuł jeszcze bardziej pogłębił moją miłość do serii, a to za sprawą Wenecji i zatopionego wraku. Gdy kończyłem TR2, właśnie swoją premierę miało TR5. Zanim zabrałem się za tę część, przeszedłem najpierw TR1 i TR3.

Po ukończeniu TR5 przyszedł czas na długie czekanie na TR: The Angel of Darkness, ale w międzyczasie w 2001 roku skupiłem uwagę na pierwszym filmie z Larą Croft i na komiksach wydawanych przez TM-Semic. Już od tego momentu wiedziałem, że Tomb Raider to dla mnie nie tylko gry, ale całe uniwersum, które postanowiłem zgłębić. Były to czasy intensywnego rozwoju internetu, więc szybko stało się jasne, że to właśnie w sieci uda mi się to najwnikliwiej zrobić. W ten oto sposób w marcu 2003 roku rozpocząłem współpracę z serwisem World of Tomb Raider.

Od mojego pierwszego kontaktu z Larą minęło 16 lat, a nadal nie zapowiada się, by miało mi się to znudzić :) Znudziły mi się za to strategie, w które obecnie nie gram wcale. Lara Croft pokazała mi w 2000 roku, że gry mogą opowiadać ciekawą historię i dzięki nim mogę wirtualnie zwiedzać świat. Po wielu latach zacząłem podróżować śladami pani archeolog. Dzięki Larze spełniłem wiele swoich marzeń i poznałem wspaniałych ludzi. Sto lat Laro Croft i serio Tomb Raider!

TAIMON - po raz pierwszy zagrał w TR w 2009 r.

Swoją pierwszą styczność z Tomb Raiderem miałem w 2009 roku - mój kolega wówczas często grywał w najstarsze części serii. Miałem wtedy 10 lat. W pierwszym momencie nie rozumiałem jego zafascynowania grą, ale nadszedł dzień, w którym wszystko się zmieniło. Pewnego dnia pożyczyłem od koleżanki Tomb Raider Anniversary, żeby sprawdzić co ta gra ma do zaoferowania. Po pierwszej godzinie spędzonej z tym tytułem całkowicie zakochałem się w Larze Croft. Żadna dotychczas poznana postać z innych gier nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak Lara. Piękna, wysportowana i nieustraszona niczym superbohater - idealna kobieta dla wszystkich graczy. Nie mogłem oderwać się od niej ani na chwilę. Wygląd oraz zadziorny charakter idealnie do siebie pasowały. Prócz Lary zafascynowały mnie bogate lokacje.

Po przejściu Anniversary od razu zabrałem się za Tomb Raider Legend. Gra wciągnęła mnie tak samo jak poprzedniczka i świetnie się przy niej bawiłem. Po Legendzie chciałem od razu zabrać się za kolejną część, niestety okazało się, że moja karta graficzna nie jest w stanie odpalić Underworld. Po niecałym roku udało mi się zdobyć nową kartę i zacząłem grać. Nie potrafiłem oderwać się od monitora tak jak to było z poprzednimi częściami.


Po przejściu Underworlda powróciłem jeszcze kilka razy do Anniversary i Legendy, a potem nastąpiła dłuższa przerwa. Jeśli chodzi o klasyki, nie potrafiłem się za nie zabrać. W ogóle mnie do nich nie ciągnęło. Jako 10-letnie dziecko byłem zafascynowany akcją i grafiką. W międzyczasie obejrzałem oba filmy z Angeliną Jolie w roli głównej, która idealnie pasuje do Lary Croft i wyśmienicie pokazała jej charakter. Nie dziwię się, że Angelina po roli w Tomb Raiderze zyskała tak ogromną popularność.

Po dłuższej przerwie zaczęły się pojawiać pierwsze informacje o reboocie serii, czyli o Tomb Raiderze 2013. Dopiero od tej gry zaczęła się moja prawdziwa miłość do Lary. Choć uwielbiam "starą" Larę z krwi i kości, to jednak moje serce podbiła młoda pani archeolog z restartu serii. Już nie tak twarda i silna, ale tak samo odważna i zadziorna. Nie mogę się już doczekać ekranizacji z Alicią Vikander w roli głównej. Sama gra bardzo mi się podobała, choć momentami nie był to Tomb Raider tylko Call Of Duty. Zdecydowanie za dużo strzelania, a za mało eksploracji i grobowców. Wszystko zmieniło się w Rise of the Tomb Raider, gdzie elementy te wyrównano i dla mnie ta część to ideał Tomb Raidera.

Sama seria Tomb Raider to dla mnie nie tylko gry, filmy, komiksy i gadżety. To również wspaniali ludzie. Wielka społeczność fanów, dzięki której poznałem wielu bardzo dobrych znajomych i nie tylko. Dzięki serii znalazłem również wiele nowych zainteresowań i mam mnóstwo planów. Tomb Raider zachęcił mnie do podróżowania. Po studiach chciałbym odwiedzić słynne miejsca z gry. Mam nadzieję, że przygody panny Croft prędko się nie zakończą i że doczekam się kolejnych lat ze wspaniałymi przeżyciami.

© WoTR 2016



Zobacz wspomnienia czytelników WoTR o pierwszym kontakcie z serią Tomb Raider i Larą Croft!