strona główna // forum // chat // kontakt // dodaj do ulubionych // ustaw jako startową


Dyskografia
Skład
Teksty
Slane Castle DVD
U2 LIVE (mp3)
U2 w Polsce
Propaganda
HTDAAB
Vertigo Tour DVD
ZooTV DVD
U2 18 Singles

Powrót do WoTR




• DVD

Data premiery: 17 listopada 2003
Data zarejestrowania: 1 września 2001
Obraz: 16:9
Dźwięk: PCM, Dolby Digital 5.1, DTS

Dodatki:
- Dokument “Unforgettable Fire” (28 minut)
- Bonus track: “Mysterious Ways” (format obrazu 4:3)
- DVD-Rom Section zawierający kalendarz U2, wygaszacze ekranu, tła i linki do stron internetowych plus trzy piosenki nakręcone kamerą ‘Spincam’, umożliwiającą widzowi interaktywny odbiór obrazu z 360-stopniowej perspektywy.

Tracklista:
1. Elevation
2. Beautiful Day
3. Until The End Of The World
4. New Year’s Day
5. Out Of Control
6. Sunday Bloody Sunday
7. Wake Up Dead Man
8. Stuck In A Moment You Can’t Get Out Of
9. Kite
10. Angel Of Harlem
11. Desire
12. Staring At The Sun
13. All I Want Is You
14. Where The Streets Have No Name
15. Pride (In The Name Of Love)
16. Bullet The Blue Sky
17. With Or Without You
18. One
19. Walk On




• Koncert
Relacja z koncertu, który odbył się 25.08 czyli 6 dni przed tym zarejestrowanym na DVD!

Nie sądzę, by kiedykolwiek dane mi było jeszcze zobaczyć taki koncert U2. Pierwszy od czterech lat w ich rodzinnej Irlandii. Dla osiemdziesięciu tysięcy fanów u stóp Slane Castle, gdzie nagrywali Unforgettable Fire i gdzie po raz ostatni wystąpili dwie dekady wcześniej, poprzedzając Thin Lizzy. Zamykający rekordową trasę Elevation Tour. I poprzedzony dramatycznymi osobistymi przeżyciami Bono...

Jeżeli kiedykolwiek znajdziecie się w tamtych stronach, warto mieć na uwadze, że zamek Slane nie znajduje się, jak wesoło piszą w przewodnikach, pod Dublinem. W każdym razie nie pod samym miastem: dzieli go od niego dobra godzina jazdy budzącą swojskie skojarzenia dwupasmówką bez pobocza. W dniu, kiedy przemieszcza się w to miejsce niemal sto tysięcy osób – i gdy nie mierzymy w przedpołudniowy początek wielogodzinnego festiwalu – należy wziąć pod uwagę, że nie dowiezie nas tam żaden autobus. Na autostop też jakoś głupio stawiać, w końcu to droga na Belfast. Żartuję, trudno znaleźć sympatyczniejszych ludzi niż Irlandczycy. O ile zrozumiemy, co mówią. W każdym razie pod wioskę Slane, położoną w okolicy zamku, załapałem się wynajętą kolektywnie taksówką. Nie jest to przyjemność najtańsza.
Lądujemy na wiele kilometrów od punktu docelowego. Z przodu kilkanaście patroli policji, co to się garda nazywa – każdy uważnie ogląda bilet (sprzedały się w 40 minut, oczekiwano dużej ilości fałszywek). Otwartego terenu koncertu, z rzeką na dodatek, trudno upilnować. Nic dziwnego, że mieszkańcy zostali odcięci od świata. Stojąc z trunkami w ręku pod lokalnymi pubami, niczym pod GS – Samopomoc Chłopska, ciekawie obserwowali tłumy przyjezdnych zmierzających w kierunku bramki wejściowej.
Kilka kolejnych kontroli i stajemy na szczycie naturalnego amfiteatru: u dołu scena, na wzgórzu po prawej legendarny zamek. Bibkę na scenie otwierali Coldplay, JJ72, Kellis i Relish, ale na ich popisy nie zdążyłem. I niespecjalnie żałuję. Żałuję natomiast, że zanim dotarłem do środka, pierwszych numerów Red Hot Chili Peppers słuchałem zza płotu. Tak, występ Peppersów to jeszcze jeden argument, czyniący ten koncert szczególnym. Grali tego lata tylko pięć festiwalowych sztuk w Europie i była to naprawdę wyjątkowa okazja, by ich zobaczyć. Niestety, nie mieli okazji do rozwinięcia skrzydeł. Pojawili się na prawach stuprocentowego supportu: godzinny set bez bisów, w pełnym słońcu. Przede wszystkim zwracała uwagę zmiana image’u. Zapomnijcie o banałach typu irokez czy zielone spiralki na głowie... Zdecydowali się na krok dla Amerykanów radykalny: zapuszczenie wąsów. Kiedis miał największe, niczym policjant z drogówki, albo nawet przywódca ruchu związkowego we wschodniej Europie. Niewiele ustępował mu Flea, Chad zadowolił się cieńszymi, hiszpańskimi, u Frusciantego ginęły zaś w ogólnym zaroście. Zostawiając tę fascynującą kwestię, skonstatowałem, że zagrali nowe numery. Przygotowują właśnie materiał, którego premiera została przesunięta z jesieni na początek przyszłego roku. Oczekiwanie na zapadnięcie zmroku umilały, jak zwykle, utwory puszczane z taśmy. Pierwszy raz jednak widziałem, żeby któryś wzbudził aż taki entuzjazm: akustycy podkręcili dźwięk do pełnego poziomu, a osiemdziesiąt tysięcy ludzi zerwało się na nogi, by tańczyć i śpiewać każde słowo... The Boys Are Back In Town Thin Lizzy. Doprawdy, trudno o coś bardziej adekwatnego. Chwilę później, zanim ktokolwiek pojawił się na scenie, rozbrzmiały pierwsze dźwięki Elevation. Mówiłem, że to mój ulubiony utwór z nowej płyty? Po remiksie a la Lara Croft ulubiony jeszcze bardziej. Ileż energii można wykrzesać z dwóch akordów, prostego zaśpiewu i wyskandowanego słowa... Każda sylaba kwitowana była wyrzucanymi w górę rękami widzów. Dalej polecieli jak w Miami: Beautiful Day, Until The End Of The World. Jezu, to jest cudowne – zdołał tylko powiedzieć wyraźnie wzruszony Bono. Potem nie było utworów z Pop, lecz New Year’s Day i Kite poprzedzony specjalną zapowiedzią. Dzięki, że przyszliście. Chcę podziękować słońcu za to, że świeci, chcę podziękować Bogu za to, że uwolnił mojego starego z jego choroby, umęczonego ciała i dał mu nowe... Bob Hewson zmarł w środę, 21 sierpnia. Zaledwie dzień przed koncertem Bono żegnał ojca na pogrzebie. Rozumiecie? 24 godziny później muzyk stanął przed fanami, nie chcąc odwołać koncertu, na który tyle czekali. Ci zareagowali fenomenalnie: w trakcie utworu rozbłysło tysiące ogników, uzyskanych z niespodziewanie do tego celu przydatnych kubków po Coca-coli. Potem A Sort Of Homecoming – tytuł, który na wszelkie sposoby wykorzystywała następnego dnia dublińska prasa. Tego akurat numeru zabraknąć nie mogło. Unforgettable Fire reprezentowały potem Bad i kończący część zasadniczą Pride (In The Name Of Love). Pomiędzy nimi kilka innych klasycznych rzeczy: I Will Follow, Desire i najważniejszy – Sunday Bloody Sunday. W tradycyjnym wyciszeniu Bono pozwolił sobie na przemowę dłuższą niż zwykle. Inną niż zwykle. Skierowaną do ludzi, których ten utwór dotyczy najbardziej na świecie. Oto jesteśmy. Na wielkim polu małej Irlandii. Pokażmy, że jesteśmy więksi niż ten kraj. Że jesteśmy więksi niż nasza przeszłość – tak można mniej więcej streścić sens. Z innych ważnych chwil: będąc z całym zespołem na wybiegu w kształcie serca (nawet Mullen Jr dostał dwa bębenki) wykonali Dancing In The Moonlight z repertuaru Thin Lizzy. A księżyc świecił jak na zamówienie... Kiedy graliśmy tu przed nimi, byliśmy naprawdę kiepskim zespołem – zapowiedział skromnie Bono, używając słowa „crap”. Po czym nawiązał do inicjatywy upamiętnienia Phila Lynotta w Dublinie. Podobno wśród specjalnych gości była matka wokalisty, pani Philomena Lynott.
Wreszcie bisy. Najpierw standardowo, Bullet The Blue Sky z reflektorem w ręku oraz With Or Without You. Po przerwie One, wyjątkowy, poświęcony ojcu. Na czterech czarno-białych ekranach pokazujących zwykle muzyków grupy tym razem pojawiło się zdjęcie Boba Hewsona. Bono nawija, że on właśnie nauczył go szacunku dla życia innego człowieka: nieważne czy jest to życie amerykańskie, europejskie czy afrykańskie... Zapewnia, że nie zaprzestanie walki o umorzenie długów Trzeciego Świata. Walk On na zakończenie – dobra zachęta, by ruszyć w kierunku wyjścia. Niesamowita mgła unosząca się nagle nad rzeką Boyne, stary most, majaczące w oddali celtyckie baszty... Jakby to nie wystarczyło, tłum maszerujący ku autobusom żegnany był kilkunastominutowym pokazem sztucznych ogni.

Tekst w całości ukazał się w numerze Teraz Rock z października 2001 (122).


BARTEK KOZICZYŃSKI
Relacja pochodzi ze strony www.terazrock.pl i jest własnością redakcji miesięcznika "Teraz Rock"!



"Czułem jakby pożegnalny aspekt Kite nie był skierowany ode mnie do mojego ojca, tylko od niego do mnie. To jest właśnie niezwykłe w pisaniu piosenek - jesteś ostatnim, który dowiaduje się o co tak naprawdę chodzi".

Bono

© Copyright by World of Tomb Raider - www.laracroft.pl. All rights reserved!